Strona:PL Kraszewski - Dziennik Serafiny.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Słuchałam go z przyjemnością, ale że dawniej nie raczył na mnie zwracać uwagi, teraz ja się mszczę nad nim, zupełną obojętnością. Udaję, że go nie słucham. Mamę ożywił i prawdziwie zainteresował sobą...
Po obiedzie na chwilę zostawiono nas samych... poszłam do okna, niby czemś bardzo zajęta. Chciał już wychodzić, wstrzymałam go, widząc to, zapytaniem, czy mu się Sulimów, przy bliższem poznaniu — podoba...
— Trudna odpowiedź na to, rzekł, bo ja się nań zapatruję ze stanowiska gospodarskiego, a pani... naturalnie, widzisz w nim — przyjemność życia tylko...
— Sulimów jest bardzo ładny — rzekłam.
— I bardzo może być dobrym majątkiem, ale długo był zaniedbanym.
Spojrzałam mu w oczy... nie chciało mi się przerywać rozmowy...
— Ogród pan lubi?
— Ogród — odpowiedział z uśmiechem, to już poezja życia, ja zaś samą prozą jestem zmuszony się zajmować.
— Nie nudzi to pana?
— Wcale nie... nawyka się do tego, jak do razowego chleba.