Strona:PL Kraszewski - Dziennik Serafiny.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

żywo: — Chcą ci kamień do szyi przywiązać! Idjotę, głupca, kalekę ci matka stręczy... Przecież ja mam prawa ojca! Z tego nic być nie może... Żadna panna nie połakomiła się na te problematyczne miljony... a moja córka miałaby paść ofiarą? Porównaj że proszę, tego, którego ja ci daję, z tym którego Matka stręczy...
— Kochany Ojcze... obu ich nie chcę... to was pogodzi.
— Wcale nie... na chwilę się to przeciągnie, i Matka, ja ją znam, na swojem postawi... Powinnaś mieć rozum i ufność we mnie.
Pół godziny musiałam słuchać argumentów ojcowskich.... — aż mi się już na płacz zbierało. Przecież dał się namówić, aby mnie dać czas do namysłu.. Musiałam przyrzec tylko, że bez jego zezwolenia żadnem się słowem nie zwiążę względem pana Oskara... Mama przysłała po mnie służącą, i tak się rozmowa skończyła.
Słowem — ja jestem najnieszczęśliwszą istotą na ziemi...
Co tu począć? co począć? — Nawet myśleć nie umiem...