Strona:PL Kraszewski - Dziennik Serafiny.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

śmieszny byłby głupszy mąż, niż tak niestosownego wieku... Zaręcza, że jenerał nie jest tak bogaty, jak mówią, i u dworu niema tego znaczenia, jakie mu przypisują...
Jakiś rodzaj rozpaczy mnie porywa. W duszy mi dziwnie gorżko...
Oskar szedł ciągle przy mnie... Od wczorajszego dnia, miał czas się już rozkochać, co go jeszcze czyni śmieszniejszym. Miłość jego nie wyraża się słowami, ale migami, oczyma i łapaniem mnie za ręce, które ledwie mogę ocalić od pocałunków.
Towarzyszył nam do kawy... W niej szczęściem znalazłam rywalkę, która mu na chwilę dozwoliła o mnie zapomnieć... Pił i jadł bułki z żarłocznością źwierzęcą, dziką, która we mnie wstręt obudziła...
Dopiero nasycony, uspokojony, pootrząsawszy z siebie pruszyny rogalików, bułek i grzanek, których zjadł ilość niesłychaną... odwrócił się mnie zjadać oczyma... W oczach jego widać było zadowolenie zwierzęce... coś strasznego doprawdy... Patrzałam na niego z obawą, on na moje ręce, które chowałam... to na twarz, której mu zakryć nie mogłam...
Stryj za niego i za siebie wiódł rozmowę — a nie umiał o niczem mówić, tylko jak był Namiestnikiem i jak go urzędnicy zwali Ekscelencją. Myślałam że się ta kawa, rozmowa i zjadanie mnie nie skoń-