Strona:PL Kraszewski - Dziennik Serafiny.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dopiero gdy chwilę tak na mękach wysiedzieliśmy, zaczęła się rozmowa... Stryj niby zbliżając się do Mamy, zostawił między nami miejsce próżne, które Oskar zaraz zajął i pochylił się ku mnie... Boże odpuść... chyba go nauczono co miał mówić.,. jak lekcję sypał słowa... Za to oczyma niepokoił mnie okrutnie... nie spuszczał ich ze mnie i śmiały mu się radośnie. Miałam widocznie szczęście się podobać.
— Pani tu jeszcze w Karlsbadzie pewnie zabawi długo... a ja się tem bardzo cieszę, bo sobie obiecuję ją widywać i bliżej — poznać...
To było zapewne podyktowane, dodał zaś z usilnego natchnienia, za co stryj surowo spojrzał na niego.
— Ja piękne panie bardzo lubię.
Chciało mi się zażartować...
— Ja się do nich nie liczę — rzekłam.
— O to! o to! I wskazał śmiejąc się na źwierciadło...
Stryj tymczasem zapewniał, że pan Oskar nawet w Karlsbadzie pracuje i książki z sobą przywiózł, bo je bardzo lubi...
— Cóż pan teraz czyta? spytałam.
Rzucił okiem błagającem na Stryja.
— Czytasz przecież Muszkieterów Dumasa — poddał Radzca tajny...