Strona:PL Kraszewski - Dziennik Serafiny.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przeciągało przed nami całe towarzystwo, mniej więcej już z widzenia znane, a dosyć w sobie oryginałów zawierające, gdy — spostrzegłam z daleka Ojca...
Mama głowę miała odwróconą ku rzeczce i nie widziała go zbliżającego się ku nam — ja, zmięszałam się zrazu tak, żem jej nie ostrzegła... Szedł nie sam, ale z drugim słusznego wzrostu mężczyzną — domyśliłam się w nim zaraz, Jenerała... Zobaczywszy nas przyspieszylj kroku, jakby się Ojciec lękał, byśmy mu nie uciekły... Jednym rzutem oka pochwyciłam mojego — przeciwnika. Inaczej go nazwać nie mogę. Wzrost i postać piękne, twarz nic nie mówiąca, ale rysy jej znamionują arystokratyczne pochodzenie — wiek nieokreślony... Coś pozostało z młodości, lata też nie przeszły bez śladu... Oczy siwe czy blade, uśmiech na ustach mdły, ułożenie bardzo wykwintne, ubiór staranny.
Wszystko to nie wiem jak pochwyciłam, objęłam w jednej chwili... a w tem przystąpili już do nas. Mama się przestraszona rzuciła, Ojciec zaprezentował po francuzku.
— Jenerał hrabia von Hahlen...
Widziałam jak mnie siadając na przeciw, badał wzrokiem... Przemówił kilka słów do Mamy, i, nie tracąc czasu pochylił się ku mnie.
— Pani się może znudzić w Karlsbadzie; nie