Strona:PL Kraszewski - Dziennik Serafiny.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

oprócz Agronoma, na którego ja nie patrzę (na złość) — przyjeżdżał Szambelan między innemi... (Ile razy on jest, Baron chodzi smutny jak noc)... odwiedzał nas Wujcio... dokucza... byli młodzi panowie Świeżyńscy... Mama utrzymuje, że jeden z nich, starszy, ma coś na myśli.
Ten właśnie — choć z ostrożnością i nieśmiałością, przysiadał się do mnie... ale naprzód trzeba wiedzieć, co, zkąd i jaka tam przyszłość.
Chłopak niczego, w salonie się prezentuje ładnie... ale Ciotka, która zna ich stan majątkowy, zaręcza że nie będzie żaden z nich miał więcej nad 50 tysięcy guldenów... to jest nic... Rachują na to, że ja jestem jedynaczka, że mogliby oczyścić trochę Sulimów i — sielankowe w nim prowadzić życie. Bardzo dziękuję!! uniżona sługa... Do sielanek nie czuję się stworzoną... nic a nic... od wilgoci dostaję kataru, mleka nie cierpię, razowego chleba nienawidzę, a wieś mam w obrzydzeniu...
Bo niema życia jak po miastach. Małą próbkę szczęśliwości wiejskiej... mam w Sulimowie...
Przytem Swieżyńscy dobra szlachta, ale nic więcej. Stosunki familijne żadne... Do czego by to prowadziło! Baron powiada, że niema nieznośniejszej rzeczy nad szlagonów naszych... i tę polakerję wiejską...