Strona:PL Kraszewski - Dziennik Serafiny.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dobry wieczór.
Milczenie; oko przyłożył do rurki czy linii i już na mnie nie patrzy.
— Co to pan robi?
— Mierzę pola.
— To niezabawne być musi...
— Owszem, mnie to zajmuje...
— Więcej niż towarzystwo?...
— Przynajmniej nie mniej...
Milczenie... patrzy znowu i coś rysuje... ja stoję uparcie. — Podniósł głowę, umyślnie się uśmiechnęłam, i schował się przestraszony jak żółw do skorupy. — Ja — stoję...
Muszę się w piersi uderzyć i przyznać, żem postąpiła jak garderobiana, która chce obałamucić prowentowego pisarza... Gdy teraz sobie to rozważam, rumienię się cała... Nie wiedziałam co już mówić...
— Pan widzę rysuje — odezwałam się — to może — i deseniki?
Spojrzał na mnie, podniosłszy nagle głowę, i rozśmiał się wesoło... naiwnie.
— A! nie! rzekł — boleję nad tem bardzo, ale nie mam talentu do ornamentacji. Rysuję tylko mapki, i to z potrzeby... nieosobliwie.
To powiedziawszy zanurzył się znowu w robocie, a mnie ze wstydu twarz palić zaczęła... Powin-