Przejdź do zawartości

Strona:PL Kraszewski - Żacy krakowscy.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Fe! fe! co nowego, co nowego.
— Cóż u licha znaleść wam nowego rzekł Stańczyk. Chyba wam opowiem bajkę którą dziś słyszałem od jednej starej baby, opowiadającej swemu piastunkowi.
— A o czem? odezwał się Kmita.
— Bajka warta mędrca — Mości wojewodo, bajka o kurce i kogutku. — Rzekłbyś słysząc ją że się wylęgła w mózgu Ezopa, tak mądra, a jednak słyszałem ją od starej baby.
— Mów ją, mów.
— Proszę tylko o cichość — żeby mi nie przerywano, rzekł Stańczyk — a W. Pasterska Mość niech pozwoli dać kubek wina, bo mi w gardle zaschnie nim ją dokończę, jeśli się czem odkrapiać nie będzie.
Podano wina, Stańczyk napił się, utarł gębę i wąsy, odkaszlnął, spojrzał po wszystkich i zaczął z uśmiechem i pozorną niedbałością[1].
Bajka Stańczyka o kurce i kogutku.

Nie wiem gdzie i kiedy był sobie dawniej kogutek i kurka, oboje młodzi i piękni oboje; nie dziw też że się serdecznie kochali. A choć kogut tyle miał żon ile widział kur przed sobą, jednak na jakiś czas przywiązał się do tej tylko srokatej kurki. Piękna była kurka, ale jak nie jedna z kobiet, pokrywała ślicznemi połyskującemi piórkami brzydkie wewnątrz serce i duszę. Była ona tak żywa i płocha jakby dzisiejsza mieszczka, popędliwa jak wiele żon, głupia i szczebiotliwa jak

  1. Bajka ta przerobiona z osnowy dochowującej się do dziś dnia w ustach nianiek i dzieci, dziwacznością swego układu zdaje się poświadczać dawność swoją, może ona zająć, jeśli ją zechcemy uważać jako odłamek podań ludu.