Strona:PL Konczyński - Ginąca Jerozolima.djvu/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
240
POGROMCA.

Brudny mrok, wdzierający się z podwórza przez szczelinę muru, oświecał stalowym blaskiem twarz chorej. Ogromne czarne oczy były jedynem ogniskiem życia na jej obliczu, spalonem zajadłą gorączką głodu.
Mężczyzna okrył chude piszczele jej dłoni pocałunkami, podsunął rękę pod jej drobną głowę o przecudnych, płonących rysach i bełkotał bezładnie:
— Druzyllo moja! nadchodzi dzień pomsty! za całą twoją nędzę! za całe nasze nieszczęście Pan zsyła karę i pomstowanie!!
Kobieta odgarnęła spoconą dłonią włosy z jego twarzy.
— Biednyś ty Jezus — szeptała — o, jaki biedny! czemu życie ucieka tak powoli ze mnie? czemu Pan męczy ciebie i mnie tak bez miłosierdzia?