Strona:PL Kobiety Mickiewicza, Słowackiego i Krasińskiego (Piotr Chmielowski).djvu/308

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wolnie ciało i ducha oddać tym, co wszystko wiedzą i wszystko już czuli, — ale którym wiedza nie przyniosła anielskiéj jasności, jedno dała chytrość zgrzybiałą szatanów!
„Wszystko zniosłam, bo wszystko znieść można na téj smutnéj ziemi, prócz jednego uczucia: pogardy! Kiedy ten sztylet wpadnie pomiędzy dusz dwoje, rękojeścią w sercu jednéj, ostrzem w sercu drugiéj utopion, jakżeż im daléj iść razem po drodze życia? jakżeż codzień ten sam chleb łamać, czekając aż śmierć wreszcie pobłogosławi, rozdzieli?... Musiałam pogardzać...
„Jakby dziś, widzę ten pałac, tę ulicę lip rozwonionych i za gałęźmi słońce zachodzące. Czuję się pod temi drzewami, przechadzam się jakby w letargu. Wszak mówili tych dni wszystkich, że się coś gotuje na ziemi naszéj? W powietrzu śród zapachu sianożęci pływało jakieś przeczucie, jak kiedy zaraza ma uderzyć, jak kiedy wielu ludzi ma... walczyć i zginąć... A mąż mój wysmukły i biały jak niewiasta, przechadza się także i czeka na coś, na kogoś. Ach! czeka z uśmiechem nigdy niezapomnialnym!... Z różnych stron do ogrodu wsuwają się ludzie; znam i tego i owego i wszystkich — to krewni, przyjaciele, sąsiedzi! On im ściska dłonie, coś obiecuje, przysięga... Gdy słońce zaszło, prosi, by odpasali broń i siedli raz ostatni się naradzić. Każden broń odpasał, usiadł na murawie. On klasnął, znak dał; — do syku węża podobny był gwizd jego. Żołnierze zewsząd, żołnierze, żołnierze... Nie pytajcie mnie; jam imię tego człowieka nosiła; jam mu była przysięgła na wierność do grobu — ja go wam nie wydam, jak on wrogom braci swoich...