Strona:PL Kobiety Mickiewicza, Słowackiego i Krasińskiego (Piotr Chmielowski).djvu/293

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

to z jéj dumnego czoła. Oto jak o niéj opowiadał: „Stanęła pośrodku sali i żadnego znaku bojaźni, hołdu, poszanowania nam nie złożyła. Zrazu miała schyloną głowę; ale wnet podniosła kibić i czoło, wnet spojrzała ognistemi oczyma, gdyby pani, na wszystkich. Cezar zawołał ją bliżéj — ani postąpić ani odpowiedzieć raczyła — wtedy skinął na nas i wyszliśmy wszyscy“. Nie obojętnym był na jéj wdzięki — nigdy jednakże z sobą nie mówili. Elsinoe w ciszy świątyń, przy posągu Dyany marzyła błogo czas krótki o téj męskiéj postawie, o orlém spojrzeniu, które jak oddalona gdzieś błyskawica zajaśniała jaskrawo i znikła. Czuje w sercu jakieś nowe pierwiastki, jakieś drgnienia niezwykłe: „O ja-bym mogła była kochać jak ona (t. j. Dyana), kiedy wśród cichéj nocy, oparta na łuku złotym, spuszczała się przez fale błękitu, by marzyć nad sennym Endymionem“. Miłość jéj była marzeniem. W marzeniu kochała Aleksandra. Wszystkie burze, nad jéj głową zrywające się, pragnęłaby zażegnać choćby ostatniém swojém westchnieniem. Kiedy Irydyon oświadcza stanowczo, że i on również (t. j. Aleksander) przeznaczony zagubie, Elsinoe woła wysiłkiem głosu: „Precz, precz; ja nie żądałam zemsty — odwołaj, odwołaj!“ — i omdlewa. Po chwili przychodzi jéj na pamięć ofiara, którą poprzysięgła; prosi brata o przebaczenie („Daruj, nie do takich żalów powołały mię bogi“); — ale pomimo to w głębi jéj duszy pozostało pragnienie niczém niezwalczone — ocalenia Aleksandra, pragnienie, które musiało zarazem wydobyć się na jaw. Kiedy godzina walki nadeszła; kiedy płomienie miały Rzym ze wszech stron ogarnąć; kiedy miecz zemsty wisiał nad głową winnych: ona błaga brata powtórnie: „Oszczędzaj Aleksandra na polu bitwy; nie