Strona:PL Klementyna Hoffmanowa - Wybór powieści.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niemi cieszę, jak ojciec tem dziecięciem które najlepiej się uda: upatrzyłem sobie znowu wczoraj śliczny widok na Czerniaków, i wprost wyciąć kazałem.« »Najjaśniejszy Pan zawsze lubi mieć przed sobą piękne i dalekie widoki,« odezwał się tu Węgierski. »Wolę patrzeć dalej jak wstecz, albo przed siebie.« I słusznie,« szepnął Łojko do Potockiego; ale tego nikt prócz nas dwóch nie słyszał, chociaż po odpowiedzi króla nastąpiła dosyć długa chwila milczenia...

Jak to zwykle w takim razie bywa, przerwało to milczenie trzy głosy razem; ale ponieważ jeden z nich był królewski, tamte dwa w połowie słowa umilkły. Król właśnie coś do mnie przemówił, jam niezupełnie usłyszał, a pytać nie śmiałem; skłoniłem się więc tylko i przebąknąłem kilka słów niewyraźnych, bez związku, za co dotąd na siebie się gniewam; bo czyż nie miałem tyle ułożonych w domu konceptów na każdą okoliczność? Król chcąc zapewne ściągnąć ze mnie pomięszanego uwagę kompanii, odwrócił się do otaczającego go orszaku, a spojrzawszy na szambelana Kownackiego[1], który stał świeży jak z igły zdjęty, a pachniał jak kwiatek włoski, zapytał się czy rybacy nie wyratowali mu czego z Wisły? — »Ta kamizelka i te inne ubiory, w które się dziś wystroił, odezwał się tu Węgierski, to jedne ze stu par, co mu zatonęły; wydobyto je z brzucha szczupaka, połknął je, myśląc na te bławaty, że to już szambelan.« — »Gdybyć choć takim sposobem jakaś partya mojej garderoby wyratowaną była! wyrzekł

  1. Kownacki szambelan, głośny wówczas z wytworności w stroju. Przypadek wspomniany przez Węgierskiego zdarzył się się istotnie jego garderobie, z wielką uciechą dworu i miasta.