Strona:PL Klementyna Hoffmanowa - Wybór powieści.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Najjaśniejszy Panie! a Trales?[1]
— Poczciwy mój Beklerze! — zawołał król na tę odezwę i uśmiechnął się mile — już lepiej sprawiać się zacznę.
— Cóż to znaczy? — spytał się Naruszewicz.
— Nie wiecie, mości panowie — mówił dalej król — co ten Bekler zrobił. Oddawna mnie przestrzegano, żebym nie jadł tak prędko, jak mam zwyczaj, gdyż to zdrowiu szkodzi; jam go nie bardzo słuchał, lubo mu bardzo wierzę. Cóż on robi? bo przyznaj się Beklerku, że to rzecz ukartowana; namawia sławnego Tralesa, ażeby mnie w tej mierze zastraszył: oddają mi dziś rano list ogromny, w którym z całą nauką swoją ten mądry lekarz dowodzi mi szkodliwych skutków prędkiego jedzenia, grozi, Bóg nie wie jaką chorobą.
— Ale coś ten fortel nie bardzo Jmć panu Beklerowi się powiódł — wymówił z uśmiechem sędziwy Bohomolec.
— Powiódł się — rzekł na to król, — bo mi dowiodły życzliwości przyjaciela, troskliwe jego o moje zdrowie starania. I to mówiąc, z uczuciem spojrzał na Beklera, który także był rozrzewniony i te jedynie zdołał wyrzec słowa:
— Zdrowie dobrego króla zdrowiem jest narodu: wielka odpowiedzialność na lekarzu jego spoczywa.

Przez ten czas skończyły się wstępne obiadu przysmaki, któremi najeść można się było zupełnie; podczaszy Lociński nalał królowi drugi kieliszek wina i nasze powtórnie napełnione zostały; rozszedł się zapach rozmaicie przyprawianych sztuk mięsa; służba pokra-

  1. Trales, lekarz najsławnięjszy w owym czasie.