Strona:PL Klementyna Hoffmanowa - Wybór powieści.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ków wielkości, o których ciągle marzyła, na syna jedynaka przelała wszystkie nadzieje. Wtedy dopiero przyglądając mu się pilnie, ujrzała z boleścią, że dla wzmocnienia ciała, zaniedbała hartowania ducha; wtedy chciała wynaleść sposób wynagrodzenia tej omyłki. Małżonek jej nie był dobrze widziany u dworu, zazdrość potrafiła wystawić go niebezpiecznym tak w oczach Władysława VI jak i Jana Kazimierza, i chociaż tyle zwycięstw odniósł, przecież minęła go buława. Ale małżonek jej sam przez siebie dzielny i wielki, gdyby nie śmierć zawczesna, byłby pokonał swych wrogów i najwyższych doszedł zaszczytów. Po synie spodziewać się tej dzielności nie mogła; stałość umysłu, zdolność do wykonania wielkich rzeczy, już się w dziecięciu objawia: nie widziała ich w nim wcale; upatrzyła więc dla niego inną do wyniesienia drogę. Syn ten, w czasie śmierci ojca dopiero 12 lat mający, wdzięcznej postaci, za matki staraniem pozyskał łaski królewicza Karola Ferdynanda, biskupa płockiego; który go dnia jednego bratowej swojej Maryi Ludwice, żonie Jana Kazimierza przedstawił. Ta królowa nie mająca sama potomstwa, a może przezto samo więcej jeszcze obce dzieci lubiąca, upodobała sobie niezmiernie książęcego sierotę i naparła się go koniecznie. Król jej małżonek tkliwy i rzetelny, rad był wypłacenia synowi w czem mimowolnie uchybić mógł ojcu; uprzejmie więc prosili oboje wdowy Jeremiego o powierzenie im jedynaka Nie wzbraniała się długo. Ta prośba dogadzała skrytym jej widokom, wreszcie ujętą została grzecznością królestwa; duma wielkich zwykła niknąć, jak płomień świecy przy słońcu, przed względami tych, których możniejszymi od siebie uznają. Chociaż więc kochała syna z zapałem, rozłączyła się z nim chętnie, królewskie ręce obcemi jej się