Strona:PL Klementyna Hoffmanowa - Wybór powieści.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

często u stryjenki bawiący, patrzyli na nią ze czcią i poszanowaniem. Nawykli z dzieciństwa widzieć w niej ozdobę ich domu, głowę całej rodziny, każde jej słowo było wyrokiem, każde życzenie rozkazem. Teraz już od dwóch miesięcy w Kromołowie gościła. Doczekawszy się w Warszawie więcej jeszcze pożądanego niźli spodziewanego wyniesienia syna, dawszy mu błogosławieństwo, nie mogąc zaradzić jego królewskiej nędzy, znieść jej widoku nie mogła. Te dary, które on od poddanych przyjmować musiał, zamiast je rozdawać, raniły jej duszę; sama też nie będąc bynajmniej w możności ukazania się w stolicy, na stopniu matki panującego, wolała schronić się do wiejskiej i rodzinnej zagrody, gdzie wyższym umysłem i wiekiem tyle miała przewagi, że już jej zwiększyć nie zdołała wiadomość, czem jej syn został. Nadzieja rychłego oglądania tego syna, serce jej napełniła radością. Starościna goszczyńska przyszedłszy do dworu, zastała ją swobodnej myśli, wspanialszej niż kiedy postawy i suto przybraną. Włożyła suknię z złotej materyi, kontusik z karmazynowago aksamitu sobolami podbity, i takąż czapkę z kosztownem spięciem. Z dwiema młodszemi starościankami kończyła właśnie urządzać swoją komnatę, ustawiać w niej rzędem wysokie krzesła dębowe, żółtym adamaszkiem obite, przykrywać stoły jesionowe bogatemi kobiercami, bo w niej miała zamiar przyjąć króla; i słusznie, gdyż ta komnata w całym dworcu największą i najwygodniejszy była.
»Patrzcież kochane dziatki — rzekła do wchodzących — jakie mi Pan Bóg zsyła niespodziewane wesele; oddajcież mi list króla, a syna mego; niech mi go Stanisław raz jeszcze odczyta; a ty kochanko, spiesz rozporządzić wszystko: będzie do trzydziestu osób, drugie