Strona:PL Klementyna Hoffmanowa - Wybór powieści.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

smutnych miejscach ciało książęcia, w jednaki proch z ciałem chłopka się zmienia; tak w mennicy po krótkich zachodach, z podłej łyżki i ze znakomitego puharu, wypadł pieniądz jednaki; a ja, ja gałązka tak świetnego szczepu, dziś maleńka, okrągła, karbowana wkoło, z popiersiem na jednej stronie, z opisem nikczemnej wartości mojej i rokiem urodzenia na drugiej, mam tysiące podobnych sobie, i nikt prócz mnie nie wie, że mój początek w wiekach się gubi!... Nikt mnie i stu sióstr w tym natłoku rozeznać nie potrafi! Dwuzłotówka, której kruszec przed kilkoma laty w tymże kraju wykopano, która żadnej dawności, żadnego zaszczytu nie ma, dziś, tyle co ja znaczy!...
O boleści! urodzić się w wieku, w którym się nie pytają, czem był ród twój, ale czem ty jesteś? byle istotną wartość uznali, o resztę się nie pytają i ważą na jednej szali tegorocznego z kilkowiecznym... Lecz chociaż żyć w takim wieku i do gminu policzonym zostać, poniża starodawną miłość własną; przecież wyznać należy, że w tem ocieraniu się między ludźmi, więcej przez lat kilka widzieć i poznać można, niż przez kilka, wieków świetnego wprawdzie, lecz nic nie uczącego wyniesienia.
Rodoszczep mój, zacnej pamięci puhar, przez półtrzecia wieku bytu swego nie nabył tyle doświadczenia, ile ja w tych dziesięciu leciech. Gdziem się nie toczyła, czegom nie widziała? zgadnąć to będzie można z tego tygodnia bytu mojego; bo opisać dokładnie wszystko, co mi się przez dziesięć lat zdarzyło, i nie można i nie wypada. Gotowiby ludzie żal mieć do mnie. Wkrótce po narodzeniu się mojem, a raczej po wyjściu z pod stempla, oddano mnie wraz z innemi w worku do publicznego