Strona:PL Klementyna Hoffmanowa - Wybór powieści.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chodził z mąk tych świetniejszy i czystszy. Pokonany tą słabością złotnik, ulał z niego i wyrobił misternie i sztucznie trzy piękne puhary, które król tameczny kupił, płacąc za jeden więcej, niźli złotnik za całą dał bryłę. Nie wiem dowodnie, co się z dwiema ubocznemi gałęziami szczepu mego stało; zdaje mi się jednak, że oba tamte puhary do kościoła natychmiast oddano: i gdyby jaki ciekawy badacz zgłosić się raczył do katedry w Madrycie, możeby je znalazł w jej bogatym skarbcu: na jednym była Wieczerza Pańska, na drugim wesele w Kanie Galilejskiej cudnie wyrobione: ten zaś, z którego ja w prostej linii ród mój wiodę, wcale nie świetnem wyobrażeniem ozdobiono. Był na nim Wulkan z cyklopami dla Marsa broń kujący: niedługo i ten w królewskich zostawał komnatach. Przybył od dalekiego narodu mąż znakomity; była wieść, iż ludzie w jego łonie zrodzeni, chętnie pijali, chętniej jeszcze się bili: król u ręce tegoż męża mój rodoszczep złożył, mówiąc: »I zewnątrz i wewnątrz ten puhar Polakowi przystoi.«
Przybył więc do Polski ów kanak, w którego łonie ja i sto sióstr mnie podobnych spoczywało; przybył, — i z początku jako osobliwość uważany, prawie zawsze w wysłanem puzdrze zamknięty, ledwie raz w lat kilkanaście złotym napełniał się trunkiem. Trwała ta poszana do prawnuka pierwotnego posiadacza; ten już częściej dobywać go zaczął, może być dla tej przyczyny, iż za każde króla Jana zwycięstwo musiał puhar spełnić; — a zszedłszy bez potomstwa męskiego, córce dał go w wianie. Odtąd mój rodoszczep przechodził z rąk do rąk, i coraz mniej używał pokoju: ostatni jego z kolei dziedzictwa posiadacz, już go i w puzdro nie chował, bo niemal codzień używał. A kto pije a pije, musi nareszcie