Strona:PL Klementyna Hoffmanowa - Wybór powieści.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stko wróciło do porządku i cichości. W sieni tylko przytłumiony hałas, kroki ostrożne choć ciężkie kilkunastu ludzi słychać było. Nareszcie kłoś wszedł i wyrzekł te słowa: »Już gotowe!« a syn i Pleban przewodnicząc obecnym wyszli z domu. Trumna stała przed drzwiami na przygotowanym całunie. Odbijały się promienie słońca w blasze, na której cyfrę, dzień i rok śmierci zmarłego wyryto, a lekki wietrzyk poruszając gałęzie wspaniałego jesionu, okrył kroplami rosy trumnę, wóz i powłokę żałobną. Poczet cały jednym duchem tchnący razem ruszył.
Kiedym go obejrzał, chcąc pożegnać ten piękny domek, opuszczony na zawsze przez tego, który go wystawił i ozdobił, ujrzałem w okienku drugiej izby, bladą twarz nadobnej niewiasty, która zasyłała pożegnanie szczątkom śmiertelnym Ojca, zamieniającego długie obok niej mieszkanie na dłuższe grobów siedlisko. Szliśmy przez doliny i pagórki, obok jeziora, przez most stary nad rzeczką, a po godzinie myślącego dumania, doszliśmy do małej bramy cmentarza. Rozbijał powietrze głos żałobnego dzwonu, stanęliśmy wszyscy koło wozu, według porządku przez uczucia nasze wskazanego... Po kilku minutach leżał Kościelnik Szymon w grobie ojców, obok żony i dzieci, w dawno obranem przez siebie miejscu. Rozeszli się wnet jeden po drugim przytomni, i wkrótce nie było nikogo nad świeżo usypaną mogiłą, prócz syna zmarłego z małym chłopczyną, Plebana i mnie. Jam zaczął przyglądać się wokoło; lubo już dzień trzeci gościłem w plebanii, jeszczem się nie zebrał pójść na cmentarz; a teraz każda mogiła, każden kamień grobowy, na który tak często w dziecinnym wieku patrzyłem, odświeżał się w pamięci mojej i czytałem gładko napisy dla kogo innego już nieczytelne. Cały pozór tego miejsca był