Strona:PL Klementyna Hoffmanowa - Wybór powieści.djvu/093

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

krzyknął, już wraca!» a odprowadzając klacz od żłobu, wsiadł na nią co tchu, i wyjechał naprzeciw Koczmary.
»Panu Bogu dzięki, wołał tamten z daleka, aptekarz duchem zrobił lekarstwa, mam wszystkie; jedźcież z niemi co żywo, bracie; ale czy mi się zdaje, klacz wasza coś utyka». »Ponoć, prawda, odpowie tamten, a to kiego wyrwała licha, dodał z gniewem zsiadając. Tam do kata, podkowę zgubiła! czy złe nadało? Ale tu jest kowal, w chwilce temu zaradzi«. — »A życie pańskie od pośpiechu zależy! powtórzył poczciwy Koczmara; ja tej przewłoki nie ścierpię. Jeszcze mój rumak bokami nie robi — niech rusza«. — I ruszył. — Niedaleko będąc ostatniej stójki, tak mówi sam w sobie: Już jeno półtorej milki do doma, a koń każdy do swego żłobu ochoczo wraca! Mnie się tam we dworze spodziewają, tylem już drogi ujechał, a oni o tem i wiedzieć nie będą, — ciekawym też przytem okrutnie, jak się tam nasze panisko miewa?....« a nie myśląc więcej, minął stójkę, i ruszył raz jeszcze. Kiedy już zobaczył z daleka dwór murowany, i wystawił sobie konającego pana, klasnął na konia już nieco zwolniałym idącego krokiem, pogłaskał go, przemówił do niego; ścisnął tęgo kolanami i koń jakby nwym zagrzany ogniem, ruszył. W jednej chwili stanął na podwórcu; ale zaledwie stanął, zaledwie zdziwiona tak prędkiem przybyciem jego pani, z radością lekarstwo odebrawszy, pobiegła do męża pokoju, dzielny rumak padł, a okrutnie bokami kilka minut porobiwszy, szyję wyciągnął, oczy zamknął i żyć przestał.... Wyrazy żalu i litości zbiegłych domowych, wnet słyszeć się dały; Paweł Koczmara stał sam w milczeniu nad swoim koniem bez życia, ale nareszcie zawołał: »Jużci dobry i sprawiedliwy pan wart więcej, jak nieme, choćby najurodziwsze