Strona:PL Klementyna Hoffmanowa - Wybór powieści.djvu/069

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jaka szkoda, że ciebie tu niema, miałybyśmy pewno jednakowe stroje... Tak mam temi balami głowę zajętą, że lekcye jeszcze gorzej niż zazwyczaj idą, a Ojcu znowu dzisiaj bardzo wiele książek przynieśli i mnie się niektóre dostały. Wiesz, że Ojciec chciałby koniecznie, żebym ja tyle umiała co on. Z jednych dzieł kazał mi treść wyciągnąć, z drugich wypisać niektóre wyjątki; nie wiem czy to potrafię i kiedy do tego czas znajdę? chyba koło Wielkanocy. Mam także nowych nut mnóstwo, których nie gram i dziesiątej części. Jednak zaczynam nabierać trochę więcej gustu do muzyki, od czasu jak panna D........ lekcye mi daje; ona tak pięknie gra sama, że zachęca, ale cóż kiedy to nie przychodzi bez wielkiej pracy, a ja do pracy nie stworzona. Panna D........ mówi, że chcąc dobrze grać, trzeba się kilka godzin na dzień wprawiać: dziękuję za tę łaskę! Wreszcie cóż nam pannom po muzyce? gramy jedynie żeby też grać i jak pójdę za mąż, będę zapraszać do siebie najsławniejszych artystów, będę ich słuchać; ale żebym miała sama się męczyć, tego potrzeby nie widzę. I z rysunkiem podobnież uczynię, bo i ten nie łatwo mi przychodzi! prawie zawsze metrowie wszystko za mnie robią: ja nie mam talentu i nic dziwnego! Bóg sprawiedliwy ubogim dał talenta, bogatym pieniądze. Jednak Mama życzy sobie koniecznie, żebym rysowała: mówi że to z czasem przyjdzie i dlatego prócz tych dwóch metrów, których miałam do miniatur i do drzew, jeszcze mi trzeciego do kwiatów przyjęła; to już ich będzie ogółem ośmiu: jeden do tańca, drugi do muzyki, trzeci do polskiego, czwarty do francuskiego, piąty do angielskiego języka, i trzech do rysunku. Wielkie szczęście, że nie wszyscy codzień przychodzą; bo nie wiem, jakbym sobie dała radę; często się