Strona:PL Klementyna Hoffmanowa - Wybór powieści.djvu/042

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jakiegoś nieznajomego mężczyznę. Zlękłam się trochę; a on mnie się spytał:
— Co tu robisz, moje dziecię?
— Uczę się czytać na grobie Mamy! — odpowiedziałam mu.
— O Boże! to więc prawda — zawołał, załamując ręce — to grób twojej Matki!
To mówiąc tak zbladł i osłabł, że aż się o drzewo oprzeć musiał. Ja się niezmiernie przelękłam i zdziwiłam Dla mnie grób Mamy nic nie miał ani smutnego, ani okropnego; owszem, ja tam chodzić lubiłam. Tata tam najwięcej ze mną rozmawiał, czytać mnie uczył, takie mi śliczne rzeczy mówił o Bogu, o drugiem życiu, o duszy, o cnocie. O co tylko na grobie Mamy go prosiłam, czy dla siebie, czy dla kogo, nic mi nie odmówił. Zadziwił mnie więc niezmiernie przestrach tego pana, a widząc, że wciąż jest blady, pobiegłam do domu; zobaczyłam z daleka powóz czterokonny jadący do pałacu, i Tatę wychodzącego naprzeciw. Zaczęłam wołać:
— Tato! Tato! jakiś pan zasłabł na grobie Mamy!
Tata pobiegł ku mnie; wyszedł też i ten pan z cmentarza, i zaczęli się z Tatą ściskać i całować.
— Bracie! kochany bracie! jakie nieszczęście!
Takie tylko słowa słyszałam, a i Tata i ten pan bardzo płakali. Dowiedziałam się wnet, że to był brat Mamy, a mój wujaszek, o którym Tata nieraz z księdzem proboszczem wspominał. On był daleko za granicą i nie wiedział, że Mama umarła; słyszał coś o tem przyjechawszy do kraju, ale nie wierzył. Zajechał jak dawniej przed pałac, a tam nie zastawszy nikogo, zląkł się; kazał powozowi iść pomału, a sam szedł do księdza proboszcza: kiedy mnie spostrzegł na cmentarzu, zo-