Strona:PL Klementyna Hoffmanowa - Wybór powieści.djvu/027

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— O czem myślisz, Anielko?
Ja mu powiedziałam.
— A ja, czym ci się spodobał tak jak Mama? — zapytał się.
Nie mogłam tego przyznać, bo tak nie było, ale powiedziałam: Tatko jest ładniejszy trochę od wujaszka.
— Bodajże cię — odpowiedział — jam zawsze myślał, żem bardzo piękny!
— Już co to, to nie prawda! — zawołałam śmiejąc się, i tak dobrze się rozśmiałam, żem wylała herbatę; ale Mama i Tata mnie nic łajali, bo się sami serdecznie śmiali.
Nazajutrz rano lata miał interes w sądzie, i pojechaliśmy razem na miasto. Panna służąca Mamy włożyła mi śliczną salopkę ciemną, z różowym kapturkiem, kapelusik słomiany nowiuteńki, i tak mnie całowała i w ręce i w buzię, bo ona jeszcze była u Mamy, nim ja się urodziłam. Tata poszedł gdzie miał iść, a my wysiedli naprzeciwko pod filarami.
Co tam sklepów! co tam pięknych rzeczy! aż mnie oczy bolały! Pytałam się czy to wszystko Mamy, ale Mama powiedziała, że nie. — Poszliśmy trochę dalej znowu do takiego sklepu gdzie same książki były; ja się ucieszyłam, bom była pewna, że tam są takie, jak owa moja podarta: powiedziałam o tem Mamie, i Mama mi taką samą kupiła. Nadszedł tam i Tata, wybierał różne książki, a ja czytałam głośno na mojej. Tata powiedział mi, że bardzo dobrze czytam, a ja zapomniałam powiedzieć, że wujenka codzień miewała ze mną lekcyę. Potem wsiedliśmy do karety i pojechaliśmy na inną ulicę.
Tata kazał stanąć przed sklepem zabawek dziecin-