Strona:PL Klementyna Hoffmanowa - Wybór powieści.djvu/020

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

słowa; mnie tak było przykro, że ona płacze z mojej przyczyny, żem zapomniała o wszystkiem: wskoczyłam na sofę, na której ona siedziała, usiadłam na jej kolanach, objęłam jej szyję rękami i powiedziałam:
— Niech panna Zofia nie płacze, ja już będę grzeczną, już nie będę patrzyła przez dziurkę od klucza.
Wtenczas panna Zofia uściskała mnie serdecznie, i powiedziała, że mnie zaprowadzi do Mamy pokoju. Wstawszy, zadzwoniła na szafarkę, i prosiła ją o klucz. Szafarka, najprzód wzbraniała się dać go, ale nareszcie przyniosła. Panna Zofia wzięła mnie za rękę, i poszłyśmy do tego pokoju, w którym od tak dawna być chciałam. O! jakżem była szczęśliwa, żem się do niego dostała! Pokazywałam Pannie Zofii wszystkie rzeczy, które Mama najlepiej lubiła, a ona wypytywała się mnie o śmierć i chorobę Mamy. Opowiedziała mi potem, że była wychowaną prawie z Mamą, że się tak kochały jak siostry, ale panna Zofia była właśnie gdzieś daleko, kiedy Mama umarła; powiedziała mi także, że jeśli będę grzeczną, to będzie przychodziła codzień ze mną do tego pokoju, i będzie mi opowiadać różne rzeczy o Mamie i o sobie, o tem jak się razem chowały i uczyły.
Gdy Tata wrócił do nas, panna Zofia trzymała mnie za rękę, i chodziła ze mną po ogrodzie, a ja jej pokazywałam kwiaty Mamy, i mówiłam, że jeszcze piękniejsze róże kwitły, kiedy Mama żyła. — Tata bardzo się zadziwił zastawszy nas w takiej zgodzie:
— Czy to ta niegrzeczna Józia? — powiedział; — cóż się to stało? jakiż to cud?
— Nie pytaj się, — odpowiedziała panna Zofia z uśmiechem, — jak się to stało, dowiedz się tylko, że