Strona:PL Klemens Junosza Donkiszot żydowski.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szkańcowi Tyniejadówki, że jest na świecie lepsze jedzenie nad „rosołflajsz“ albo nad „cymes z pasternaku“, to powiedz mu lepiej, że krowa latała po powietrzu, siadła na dachu i zniosła jajko... Prędzej ci uwierzy.
Czyż może być wierniejszy obraz życia małomiasteczkowych żydów? Nie kupców, nie handlarzy, ale tej całej falangi biedaków, nie mającej żadnego prawie ze światem chrześciańskim stosunku. Tylko ten, kto zna bliżej małe miasteczka, kto przypatrywał się im bacznie i śledził, ile tam ubóstwa, ile nędzy się mieści, może ocenić trafność obserwacyi Abramowicza. Autor ten pisze z przedziwnym, spokojnym humorem, w obrazach jego uderzają świetnie zestawione kontrasty niedostatku i nędzy żydowskiej z przeświadczeniem nędzarzy o ich urojonej świetności. Taki żydzina, który chodzi w obszarpanej, podartej, zabłoconej, lecz atłasowej kapocie; który żyje rzodkwią i cebulą, czuje się jednak wielką osobą w swoim światku; a jeżeli przytem ma jakiegoś pradziadka-cadyka na cmentarzu, jeśli, o tyle o ile przynajmniej, zgłębił Talmud i może prowadzić religijne dysputy, to już jest taki „mcjuches“ (arystokrata), tak ceni godność swego rodu i godność własną,