Przejdź do zawartości

Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu. T. 1.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

towarzisów cy przy dzielbie po rabunku, cy przy świstokak, nie ukrziwdził, jescek ze swojego dołozył, jak to biédne béło. Pićek pił, ale to z tego skody nikomu nijakiej niebywało, ba jesce karcmorz zarobił. Zabić cłowieka, to jek zabił, ale przez potrzeby nié, ba końcem trza béło zabić, bo się to do bitki brało, a tu, sami dobrze wicie, zbójnik nimo wielo casu przy rabunku. I juz nie bacem cyk ta dwok, cy trzok sprawiéł, bo to béło downo. Pote mi sie juz nie trefiło kiela cos. Telo na mnie tyk grzyhów; mało, nie duzo.


∗                    ∗

I co się nie zrobiło: wyzdrowiał Smaś. Ale juz zbójeckiego rzemiosła zaniechał.
— Jesce mi nie tak to, co mi ta ten księzyk napedzioł, hoć fajnie se mnom ugwarzył, o piekle mi uradził telo, co jaze cud radość béło słuhać, ani ta pokuta, co mi jom wsuł, a godnie ta tego béło wsute, do rozumu wjehało: jako to, cok ozdrowiał. Bo on mi ta, ten księzyk gwarzi, gwarzi, jakie to ta dyabły w tém piekle, jako duse warzom we smole, jako kléscami targajom, po klińcak włócom, a jo se myśloł za ten cos: hej! seleniejako mie ta prógowało za zycia, to jo sie i tyk dyabłów po śmierzci nie barz bojem. Niewiem, cy som jest ciętse hłopy, jako Luptowianie,