Strona:PL Kazimierz Gliński - Bajki (1912).djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dwie, co zaraz fukają a zgarniają suknie, by fałdów jej dziad nie tknął abo baba nie ułapiła, a zara od wiedźm i sufraganów!
— Tak, tak! zaraz od wiedźm i sufraganów! — wrzasnęło kilku dziadów.
— Popamiętają nas, popamiętają! — zakrzyczały jednocześnie mieszkanki Łysej Góry.
— Nie zrobita im nic! pieniądze mają!
— Cichoj-ta! — ozwał się jeden z kulasów, na progu kościelnym siedzący. — Ksiądz przerwał kazać i zakrystyana wysłał... Idzie już, a zły bardzo!
— Cicho, to cicho — odezwała się wiedźma. — My już z panią Gajdzińską poradzimy sobie.
To mówiąc, wraz z towarzyszkami ukryła się za węgieł dzwonnicy i szu — szu — to jednej, to drugiej do ucha, a coś ważnego uradzić musiały, bo aż podskoczyły z radości.
Nazajutrz, gdy pani Gajdzińską z Gdusią i Różyczką sierotką siedziała na ganku wiejskiego dworu swojego, zbliżyła się do nich żebraczka jakaś, siwa, stara, trzęsąca się od słabości, a ledwie łachmanami okryta. Była to jedna z wiedźm Łysogórskich, którąśmy poznali pod kościołem. Wyciągnęła rękę i o wspomożenie prosiła. Ale Gdusia z panią matką porwały się z krzykiem do niej, co widząc, Różyczka podbiegła do nieszczęśliwej żebraczki i, niby za wrota ją wypraszając, wcisnęła jej w ręce grosików parę.
— Bóg ci zapłać! — szepnęła wiedźma, niby cicho, ale o tyle głośno, że Gdusia i pani Gajdzińską każde słówko jej zasłyszały. — Bóg ci zapłać — mówiła — a za dobre serce twoje ślicznego królewicza dam tobie... Ale skryjmy się, by nikt nie posłyszał, co ci powiem, i z powierzonej tobie tajemnicy nie skorzystał.
— Słyszysz, matka? — szepnęła Gdusia.
— Nie przeszkadzaj wiedźmie mówić — odpowiedziała