Strona:PL Kazimierz Gliński - Bajki (1912).djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Razu pewnego, chcąc myśl swoją do skutku doprowadzić, zawołała Jasia do siebie i, pokazując mu las daleki, tak sie odezwała:
— Mówili mi ludzie, że w tym tam lesie złote grzyby wyrosły. Przynieś mi tych grzybów na dwie miski, a ugotuję wieczerzę, jakiej nikt dotąd nie jadł. Idź tylko prosto przed siebie, na lewo ani na prawo nie patrz, a nie waż się bez tych grzybów złotych, wielkości kapelusza ojcowskiego, powracać, bo na śmierć ubiję!
Jasio iść musiał. Wiedział, że macocha, co rzekła, tego święcie dotrzyma; a baba-jędza wykombinowała sobie, że w lesie są wilki i inne zwierzęta złe, które już łatwo z Jasiem malutkim poradzą.
Poszedł więc Jasio — i przepadł. Miesiąc jeden i drugi upłynął, a chłopca nie było. Dała niegodnica na Mszę świętą za duszę Jaśkową i już w chałupie i obejściu całem jak na własnem zakrzątała się gospodarstwie.
A Jasio szedł prosto przed siebie, zagłębiał się w las pusty, głuchy, ale nigdzie grzybów złotych napotkać nie mógł. Tu i tam na rydze się natknął, zatrzymał się nad żółtym muchomorem, lecz gdzie im do złota i wielkości kapelusza ojcowskiego!
Nocka zapadła. Jasio zmęczony był, głodny i senny. Odurzał go zapach kwiatów, same powieki do snu się kleiły. Położył się więc pod dębem omszonym i usnął. Usypiając, szepnął:
— Pilnuj mnie, lesie!
I przymknął oczy.
Nie przespał godzinki jednej, jak go obudziło ciężkie stąpanie czyjeś. Coś idzie, dyszy i zatrzymuje się tuż, tuż przy nim, jakby czekało na coś.
Jasio otwiera powieki.
Jezu! Jezusieńku!... potwór jakiś tuż przy nim usiadł i zie-