Strona:PL Kazimierz Gliński - Bajki (1912).djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wieści o chorobie i śmierci królewny, i stary Just go zawiadomił, że, choć sierota żyje, ale mizernieje z dnia na dzień i lada chwila pogrzebowym jękiem odezwą się dzwony kaplicy zamkowej.
Mówił tak, ale kłamał. W zbóju starym zbudziło się serce. Nikt go nie kochał, a Majka go pokochała dlatego właśnie, że nikt go nie kochał. Wiało od niej ciepło serdeczne, nazywała go dziadziem. Ach! jak on wdzięczny jej był za to ciepło i za tę nazwę.
Królewna doszła do lat pełnych. Panowie radni, zmęczeni złem panowaniem regenta, zwołali sejm walny i, trzymając się praw starodawnych, zażądali od brata nieboszczyka króla oddania tronu prawej jego właścicielce. Bunt się rodził, opór był trudny.
— Trzymacie się praw zmurszałych — rzekł do panów rady. — Dobrze! Ja wam także przypomnę prawa, choć zapomniane od wieków, że: każdy nowowstępujący na tron powinien wykazać się: z cierpliwości, odwagi i miłości. Przez te trzy próby przejść musi królewna wasza, inaczej tronu nie ustąpię!
Panowie radni musieli zgodzić się na to. Prawo, wymienione przez regenta, przestarzałe było, lecz nie zniesione. Do stryja należał też wybór prób, a on był pewny wygranej.
Nadszedł dzień niepokoju i trwogi. Ubrano sierotę w strój królewski i wprowadzono do jednej z sal zamku.
Po krótkiej przemowie o obowiązkach panującego stryj-regent wspomniał o próbach cnoty, przez które przejść musi każdy tronu dziedzic, i tak rzecz swoją kończył:
— Oto masz korzec maku, zmieszanego ze żwirem drobnym. Mak od piasku oddzielić musisz w przeciągu godziny jednej!
Zdrętwieli panowie, ale wyraz twarzy regenta był tak groźny, że głosu wydać nie śmieli. Wyszli wszyscy, zostawia-