Strona:PL Karol Miarka - Kantyczki 02.djvu/072

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i tkliwie * Mówiła ci o Bogu, * Spotkasz zaraz na progu: * Na prześlicznem jej licu * Szczęsną ujrzysz źrenicą * Uśmiech innej dobroci; * Nie tej, która twarz złoci * Wymuszonym pokojem, * Kiedy matka przed swojem * Dzieckiem własny ból kryje, * I z oczu mu łzy pije * W pocałunku gorącym, * Szepcąc tkliwym i drżącym * Głosem: o nic to... cyt dziecię! * Jak raz na tym tu świecie * Uśmiech takiej dobroci, * Gasł i zagasł wśród kroci * Błogosławieństw w źrenicy * Twojej dobrej rodzicy, * Konającej w boleści; * Tak już przepadł bez wieści... * Jeno z niego wyrośnie, * W wiekuistej tam wiośnie * Uśmiech, co go nie mąci * Żal, co łzami nie trąci. * Za te, wśród pól kobierca * Wstępujące do serca * Tęskne, lube wzruszenia * Chwytać będziesz w pierś tchnienie, * Któremi Bóg oddycha. * Wciąż gojąca i cicha * Rzewność duszę owionie! * Będziesz czuła to w tonie, * Co w piersi sam Bóg czuje, * Gdy ze siebie raj snuje. * A piosenkę tę swoją * Czem zastąpisz?... tam stoją * Serafiny przy tronie, * Miłość Boga w nich płonie * Wielkim jak świat pożarem. * Ujęci jej nadmiarem, * Drżą, jak wiatrem liść tknięty: * Święty! święty i święty! * Wyśpiewują na wieki, * Zasłaniając powieki * Przed jasnością skrzydłami. * Złączone z ich głosami * Drżące z szczęścia twe głosy * Rozlegną się w niebiosy, * Przestań oczy swe łzawić; * W swoim domu zabawić * Miłych