Strona:PL Karol Miarka - Kantyczki 01.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

gdzie jest twardo macam, * I ścielę, i ścielę: * Aż oto wcale o północy, * Gwałt krzyczą z całej swojej mocy, * Że gore, że gore.

Ja się przestraszyłem, kożuch pochwyciłem, * I słucham, i słucham; * Aż tu powiadają, że wilcy zjadają * Pastuchom, pastuchom; * I myślę, co to jest takiego, * Wysyłam parobka swojego * Do bydła, do bydła.

A tak przestraszony, pędzę polem w strony * Z palicą, z palicą, * I słucham statecznie, gdzie wilcy bezpiecznie * Kaleczą, kaleczą * Bydlęta, czyli też pastuchy? * Aż znowu przeciwne rozruchy, * Parobcy, parobcy.

Z pola uciekają, o Bogu gadają * Z Bartosem, z Bartosem, * Że Anieli bieli, pod niebem krzyczeli * Swym głosem, swym głosem; * Aż ja się ich z radością pytam, * I wszystkich bardzo mile witam, * Co znaczy, co znaczy?

Lecz mi Bartos stary, co chodził do fary, * Tłumaczy, tłumaczy: * Że się Jezus rodzi, witać się Go godzi, * Ignacy, Ignacy; * Bo to jest Syn Boga żywego, * Trzebaby udarowac Jego, * Co kto ma, co kto ma.

Więc gruszek opałkę wsypałem w kobiałkę, * I kurę, i kurę; * Bartos wziął koźlątko, Kuba zaś jagniątko * Ponure, ponure. * Grzegorz się z swym skopem morduje, * Ciągnie go, ten mu wyskakuje, * Nie chce iść, nie chce iść.

I mówi do syna, co za zła zwierzyna! * Pędź mi go, pędź mi go; * Ten go batem pędzi, aż cosik nędzi, * Nuże go, nuże go. * Wojtek zaś