Strona:PL Karol May - Winnetou w Afryce.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dotychczasowej pupilki. Zamierzała poślubić milionera. Robiła, jak się jej ojciec wyrażał, „niezwykle galantą partję“. — Jakże więc miałem stawiać przeszkody?
Nie byłem na zaręczynach — upozorowałem swą nieobecność ważnemi interesami.
Werner jako dawny zbieg nie posiadał żadnych dowodów osobistych. Jakże mógł w tak prędkim czasie zdobyć potrzebne dokumenty, tego nie wiem. — dosyć, że w cztery tygodnie po zaręczynach odbył się ślub. Pośpiech był uzasadniony, wszak czas już było wracać do Ameryki. Oczywiście, zaproszono mnie na wesele. Poszedłem jedynie ze względu na Martę. Moja nieobecność zmartwiłaby ją bardzo. W dwie godziny po ślubie Werner był tak — — wstawiony, że musiał zniknąć. Zjawił się dopiero po kilku godzinach i przysiadł natychmiast do szampana. Niebawem był znów ululany i tu się dopiero pokazał we właściwej postaci. Chełpił się swemi miljonami, bajdurzył o smutnych latach młodości; aby dowieść swego bogactwa, wylewał strumienie szampana pod stół, obrzucał obecnych obelgami, a gdy starano się go umitygować, odpowiadał takiemi szyderstwami, że wszyscy goście pokolei się wynosili. Chciałem uczynić to samo, lecz Marta ze łzami w oczach prosiła mnie tak gorąco, abym został, że uległem jej prośbie. Zostaliśmy sami — państwo młodzi, ja i krewni Marty. Werner nie przestawał chlać. Śpiewaczka spoglądała na mnie błagalnie. Zrozumiałem jej życzenie. Z żartobliwą wymówką odebrałem małżonkowi flaszkę. Skoczył jak oparzony, wyrwał mi butelkę