Strona:PL Karol May - Winnetou 06.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   459   —

dała mi w usta. Old Shatterhand, karmiony jak dziecko przez młodą Indyankę! Byłbym się pomimo położenia mego roześmiał, ale wstydzić się nie potrzebowałem. Ta, która okazała mi się tak pomocną, nie była grymaśną białą lady lub signoriną, lecz Indyanką, a podobne wypadki żywienia skazańca nie były dla niej obce.
Obaj dozorcy przypatrywali się poważnie jej czynności, lecz mnie się wydało, jak gdyby z trudem wstrzymywali sie od śmiechu. Gdy zjadłem ostatni kawałek mięsa, uważał jeden z dozorców za stosowne wynagrodzić dobrą dziewczynę w ten sposób, że zaczął paplać.
— Old Shatterhand powiedział, że „Ciemny włos“ mu się podoba.
Dziewczyna spojrzała na mnie tak badawczo, że poczerwieniałem niemal, jak ona, poczem odwróciła się, żeby odejść. Ale już po kilku krokach zwróciła się znowu do mnie i spytała:
— Czy ten wojownik powiedział prawdę?
— On mnie zapytał, czy mnie się podobasz, a ja potwierdziłem — odrzekłem zgodnie z prawdą.
Odeszła, a ja zganiłem tego paplę, lecz to nie zrobiło na nim wrażenia.
Późno już po południu ujrzałem Gatesa, włóczącego się pomiędzy namiotami.
— Czy mogę pomówić z tą bladą twarzą? — spytałem moich dozorców.
— Tak — brzmiała korzystna dla mnie odpowiedź. — Ale nie wolno wam mówić o ucieczce.
— O to niech mój czerwony brat będzie spokojny!
Gdy zawołałem Gatesa do siebie, przyszedł powoli i z wahaniem, jak człowiek, który nie wie, czy mu to wolno uczynić.
— No, bliżej! — wezwałem go. — A może zabroniono wam ze mną mówić?
— Mr. Santer źle na to patrzy — przyznał.
— Czy powiedział to wyraźnie?
— Tak.