Strona:PL Karol May - Winnetou 06.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   400   —

tłómaczę wam to jasno, jak on to nam przedstawił. Czy słyszeliście kiedy o niejakim Winnetou?
— O wodzu Apaczów? Tak.
— A znacie niejakiego Old Shatterhanda?
— Opowiadano mi o nim.
— Ci dwaj żyją z sobą w wielkiej przyjaźni i byli raz dawniej pod Mugworthills z ojcem Winnetou oraz innymi czerwonymi i białymi. Mr. Santer podsłuchał, że Winnetou udaje się z ojcem w góry po nuggety, przyszedł więc do przekonania, że złoto leży tam chyba masami, skoro Indyanie biorą stamtąd, ile im potrzeba i kiedy chcą. Ja sądzę, że dobrze wywnioskował.
— Bez wątpienia.
— Słuchajcie dalej! Mr. Santer stanął na czatach, aby pójść za obydwu Apaczami i odnaleźć to miejsce. Nie można mu tego brać za złe, jak zobaczycie, gdyż co tym czerwonoskórcom po złocie, którego nie potrzebują? Nie mają do tego zmysłu.
— Czy mu się udało?
— Niestety nie zupełnie. Poszedł on za nimi, (a była z nimi także siostra Winnetou), kierując się ich śladami, a na tem, jak wiecie, traci się zawsze sporo czasu. Kiedy się zbliżył do tego miejsca, oni już stamtąd wracali. Powiedzcie teraz, czy to nie paskudna historya!
— Wcale nie paskudna!
— Nie? Jakto?
— Mógł ich spokojnie przepuścić obok siebie, a potem pójść dalej ich śladem, który zaprowadziłby go był do nuggetów.
— Do stu piorunów! To prawda! Niezły z was ptak, jak widzę. Możecie się nam przydać. Stało się niestety inaczej. On sądził i to całkiem słusznie, że oni mieli przy sobie nuggety i strzelił do nich, aby je im odebrać.
— Czy trafił dobrze?
— Tylko stary i dziewczyna padli nieżywi. Tam znajdują się ich groby. Santer byłby kulą przeszył także Winnetou, ale musiał uciekać, gdyż nagle przy-