Strona:PL Karol May - Winnetou 06.djvu/086

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   336   —

właśnie jestem Old Shatterhand. Ja nie zwróciłem na to uwagi i mówiłem dalej:
— Mimoto ani mi się śni puszczać wolno takiego łotra, a tem mniej całą zgraję, bo równałoby się to współwinie i wypuszczeniu tej szajki na zacnych ludzi. Dziś nie możemy dostać w swe ręce tego Hallera, ale nie było nic dla mnie łatwiejszego, jak uczynić go nieszkodliwym, gdybym go był zastrzelił. Ale nie chcę być mordercą, a wobec tego, co on zbroił, byłaby taka szybka śmierć dla niego wprost nagrodą. Sądzę raczej, że musimy pochwycić także jego wspólników, a to może się stać tylko wtedy, gdy pozwolimy im spokojnie udać się do Cannonu.
— A my?
— Wyprzedzimy ich i ostrzeżemy ludzi, których oni chcą napaść.
— Well! Ta myśl mi się podoba. Może zdołamy pochwycić żywcem tę bandę rozbójników. Ale czy ich przeciwko nam nie za wielu?
— Poszliśmy za nimi bez obawy we trzech, tem mniej będziemy się teraz bali, gdy w Echo Cannon znajdziemy sprzymierzeńców.
— Nie wielu ich tam zastaniemy. Największa część tych ludzi będzie w pościgu.
— Postaramy się o to, żeby ich zawiadomić o stanie rzeczy, a oni powrócą czemprędzej.
— W jaki sposób?
— Napiszę kartkę i przyczepię ją do drzewa, obok którego prowadzi trop.
— A czy temu uwierzą? Przecież mógłby to być podstęp railtroublerów, aby ich odwieść od pościgu.
— Oni słyszeli niewątpliwie od naszego personalu kolejowego, że dwaj podróżni wysiedli i zapewne znaleźli nasze ślady. Zresztą ja tak ostrzeżenie napiszę, że będą musieli uwierzyć. Nadto poproszę ich, żeby ominęli Greenfork i Painterhill, ponieważ na pierwszem miejscu mają się zejść Siouksi, a na drugiem będą wywiadowcy, którzy nie powinni zauważyć powracających kolejarzy