Strona:PL Karol May - Winnetou 05.djvu/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   214   —

czaju zabić jedną sztukę dla swoich potrzeb, ale skórę musi oddać właścicielowi.
— W takim razie trzeba go poszukać?
— To zbyteczne. Jeśli w pobliżu znajduje się jaki dworek, wystarczy, gdy doniesiemy, gdzie skóra się znajduje. Podczas wielkich rzezi dorocznych nie da się uniknąć, żeby jeden właściciel nie ubił czasem nawet kilku bydląt drugiemu. W takich razach wymieniają sobie tylko skóry.
Krowa leżała co najwyżej o pięć kroków od wspomnianych zarośli. Ledwie skończyłem moje wyjaśnienie, usłyszałem ostry świst i równocześnie prawie okrzyk Bernarda. Odwróciwszy wzrok od pracy, spostrzegłem, że biednego Marshalla wleczono na lassie przez zarośla. W jednej chwili porwałem strzelbę, przebiegłem przez krzaki i zobaczyłem jeźdźca w meksykańskim stroju, jak cwałował, ciągnąc za sobą Bernarda na lassie.
Nie było czasu do namysłu, bo Bernard mógł w tej gonitwie śmierć ponieść. Wymierzyłem więc z rusznicy do konia i wypaliłem. Zwierzę skoczyło jeszcze kilka kroków i runęło na ziemię. Ja zaś przybiegłem zaraz do jeźdźca. Lecz on na mój widok zostawił wszystko i uciekł.
Ścigać go nie mogłem, wziąłem się więc prędko do opatrzenia Bernarda. Pętla tak mu była przycisnęła ręce do ciała, że stracił był zdolność do ruchu. Gdy rozluźniłem pętlę, podniósł się na szczęście odrazu na nogi.
— Do stu piorunów! A to była sanna, Charley! Czego chciał ten hultaj?
— Nie wiem!
— Czemu nie strzeliliście do niego, lecz do konia?
— Po pierwsze dla tego, że to człowiek, a koń zwierzę, a powtóre śmierć jego nie na wieleby się była wam przydała, gdyż, jak widzicie, lasso przymocowane jest do siodła i koń byłby was wlókł dalej bez jeźdźca.
— Ja powinienem był sam wpaść na to! — rzekł, badając swoje członki, czy są w nieuszkodzonym stanie.