Strona:PL Karol May - Winnetou 05.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   90   —

towarzysz już byli przytomni. Zjedliśmy najpierw śniadanie, a koniom daliśmy porcyę kukurydzy. Potem przystąpiliśmy do rozprawy. Sam skinął na mnie i powiedział:
— Oto nasz szeryf; on naprzykład zacznie jury.
— Nie, Samie, ty musisz objąć przewodnictwo.
— Ja? Heigh-ho! Co ci się stało? Sam Hawerfield szeryfem! Kto pisze książki, ten się lepiej do tego nadaje!
— Nie jestem obywatelem Stanów Zjednoczonych, oprócz tego nie byłem tak długo jak ty na sawannie. Jeśli się ty usuwasz, to Bob to zrobi!
— Bob? Murzyn szeryfem? To byłoby największe głupstwo, jakiebyśmy popełnili w tej norze piaskowej. Muszę się zatem zgodzić, jeśli naprzykład ty nie przystajesz na inne załatwienie sprawy przewodnictwa.
Usiadł w odpowiedniej postawie i przybrał minę, z której wynikało dokładnie, że w tym sądzie preryowym będzie się kierował przynajmniej tą samą troskliwością i sprawiedliwością, co w jury cywilizowanego hrabstwa.
— Usiądźcie w koło, moi panowie! Wy wszyscy jesteście wotantami, a Bob niech stoi, ponieważ będzie konstablem!
Bob przyciągnął mocniej rzemień od pałasza i starał się przybrać minę, pełną jak największej godności.
— Konstablu, zdejm więzy z jeńców, gdyż znajdujemy się w kraju wolnym, niech więc nawet mordercy stają tutaj przed sędzią wolni.
— A jeżeli drapnąć wszyscy pięć, to... — ośmielił się murzyn zauważyć.
— Słuchać! — huknął nań Sans-ear. — Nikt z tych ludzi nie umknie, gdyż odebraliśmy im broń, a zanimby naprzykład zrobili dziesięć kroków, dosięgłyby ich nasze kule!
Zdjęto więźniom rzemienie, a oni podnieśli się, milcząc wciąż jeszcze zawzięcie. Każdy z nas miał strzelbę pod ręką i o ucieczce rzeczywiście ani mowy nie było.