Strona:PL Karol May - Winnetou 04.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   431   —

wyleciał ze strzemion, a przerażeni dzicy, widząc wejście zamknięte, a nas dokoła siebie, rzucili się w bok ku Mankicili i popędzili wzdłuż biegu rzeki ścigani dalej przez dragonów.
Niemniejszem od przerażenia dzikich było moje zdumienie z powodu strzałów, które tak krzepko przyszły w pomoc naszym zamiarom, a raczej zrobiły je poniekąd zbytecznymi. Ale niedługo potrzebowałem namyślać się nad tem, kto mógł być tym dzielnym strzelcem. Zaledwie bowiem przebrzmiał tętent odjeżdżających, wyjrzał z poza krawędzi skały olbrzymi nos z lasu nastrzępionego zarostu,a nad nim para małych, chytrych, oczek. Ponieważ nie było widać nigdzie wrogiej istoty, przeto wysunęły się także dalsze części ciała za węszącym na wszystkie strony narządem powonienia.
— Niechaj będą błogosławione oczy moje, sir! Jakim cudem wy znaleźliście się tutaj znowu, jeśli się nie mylę? — zapytał mały człowiek, tak samo zdumiony moim, jak ja jego, widokiem.
— Samie, to wy? Skąd wzięliście się tu w bramie? Widziałem na własne oczy, jak odjeżdżaliście!
— Odjeżdżałem? Dziękuję za tę jazdę, sir! Głupia bestya, na którą wsiadłem, najpierw nie chciała ruszyć z miejsca, a potem tak trzęsła między memi nogami swojemi staremi kośćmi, że byłyby się moje rozsypały, gdybym był nie zsiadł i nie napędził jej na sto wiatrów. Potem przyczołgałem się z powrotem, hi! hi! hi! Pomyślałem sobie, że czerwoni niewątpliwie wszyscy wyruszyli za wami i opróżnili warownię, jak mi się zdawało. Tak też było istotnie. Pewnie się mocno zdziwili, powróciwszy tutaj. Najbardziej ciekawe musiały być ich miny, hi! hi! hi! Ale skąd macie żołdaków, sir?
— Trzeba się dopiero dowiedzieć, jaki zamiar sprowadza ich właśnie w samą porę w te odległe strony. Uważam ich nagłe ukazanie się wprost za cud, nawet muszę przyznać, że właściwie oni nas ocalili.
— Ja tego nie powiem. Old Shatterhand, Winnetou i Sam Hawkens to ludzie, którzy się sami potrafią