Strona:PL Karol May - Winnetou 03.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   229   —

te wrogie ruchy tylko poważnem potrząśnieniem głowy i rzekł:
— Jestem pewien, że niedługo zabawicie u Komanczów. Kiedy wrócicie do tych, którzy was wysłali, to powiedzcie im, że jesteśmy ich przyjaciółmi. Old Death miłuje wszystkich czerwonych mężów i nie pyta o to, do jakiego należą plemienia.
Na to syknął Indyanin pytaniem:
— Czy sądzisz może, że nie należymy do plemienia Topiów?
— Niech mój brat zważy, jaka to nieostrożność z jego strony, że zadaje mi takie pytanie. Zamilczałem moje myśli, ponieważ nie chcę być twoim nieprzyjacielem. Czemu gotujesz się sam je zdradzić? Czyż nie stoisz w pośrodku pięćsetkrotnej śmierci?
Ręka czerwonoskórca, uzbrojona w nóż, drgnęła, jak gdyby pchnąć zamierzał.
— Powiedz mi najpierw, za kogo nas masz! — zażądał od starego skuta.
Old Death pochwycił Indyanina za rękę, trzymającą nóż, pociągnął za sobą na ubocze i rzekł cicho, lecz tak, że ja dosłyszałem:
— Jesteście Apaczami!
Indyanin cofnął się o krok wstecz, wyrwał rękę, zamierzył się nożem do ciosu i rzekł:
— Mylisz się, psie!
Old Death wykonał ruch, by się zasłonić przed ciosem i szepnął zcicha do podrażnionego Indyanina:
— Czy chcesz zabić przyjaciela Winnetou?
Niewiadomo, czy treść tych słów, czy dumne spojrzenie starego wywołało zamierzony skutek, dość że Indyanin opuścił rękę. Zbliżył usta do ucha Old Deatha i rzekł groźnie:
— Milcz!
Potem odwrócił się i usiadł znowu z twarzą tak spokojną, o tak niezbadanym wyrazie, jak gdyby się nic nie stało. Poczuł, że go przejrzano, ale nie okazał najmniejszego śladu nieufności, lub trwogi. Czyżby znał tak