Strona:PL Karol May - Winnetou 03.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   150   —

postąpili Komancze! Czyż jest w tem coś dziwnego, że Apacze teraz ze swej strony wykopią topór wojenny? Zbiegły wojownik doniesie im o wszystkiem, poczem wyruszą ogromnemi hordami, aby się zemścić. Ponieważ zaś wymordowano posłów w forcie białych, zwrócą się także przeciw bladym twarzom. Jak zachowają się potem Komancze względem nas?
— Przyjaźnie. Naczelnicy zapewnili nas o tem przed opuszczeniem fortu. Oświadczyli, że walczyć będą tylko z Apaczami i w tym celu wyruszą, że natomiast bladych uważają za przyjaciół.
— Kiedy odbyły się te tak krwawo zakończone rokowania?
— W poniedziałek.
— Dziś jest piątek, a więc przed czterema dniami. Jak długo zabawili Komancze w forcie po ucieczce Apacza?
— Całkiem krótko. Odjechali w godzinę.
— A wyście ich wypuścili? Oni znieważyli prawo międzynarodowe, należało więc ich zatrzymać i ukarać. Wykroczyli przeciwko Stanom Zjednoczonym, bo na ich terytorym popełnili zdradę i podwójne morderstwo. Major powinien ich był uwięzić i donieść o tem do Waszyngtonu. Nie pojmuję go.
— Wyjechał był tego dnia na polowanie i powrócił dopiero wieczorem do domu.
— Aby nie być świadkiem narad i zdrady! Znam to! Skoro się Apacze dowiedzą, że pozwolono Komanczom odejść z fortu, wówczas biada każdemu białemu, który się dostanie w ręce pierwszych. Nie oszczędzą nikogo.
— Sir, nie zapalajcie się tak bardzo! To było dobre i dla Apaczów, że Komanczom wolno było odejść, gdyż w godzinę później byliby utracili jednego ze swoich wodzów, gdyby Komancze nie byli odeszli.
Old Death poruszył się, jak tknięty niespodzianką.
— Jeszcze jednego wodza, powiadacie? Ach, odgaduję!