Strona:PL Karol May - Winnetou 03.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   97   —

licząc na ich względność, ten doznaje zawodu. Ja przemawiałbym do nich tylko prochem i ołowiem. Zresztą i w gospodzie nic dobrego się nie święci. Widzieliśmy tam bowiem gentlemanów, którym źle z oczu patrzy. Powinniście starannie ukryć wszystko, coby was mogło zdradzić, że jesteście stronnikiem Juareza. Zróbcie to zaraz dzisiaj! Lepiej raz być niepotrzebnie ostrożnym, niżeli dać się obić, lub zastrzelić przez małe zaniedbanie. Sądzę, że na razie skończyliśmy z sobą. Jutro rano znowu się zobaczymy. Czy macie jeszcze co zauważyć?
— Nie, sennores. Na dziś wszystko załatwione. Cieszę się bardzo, że was poznałem i spodziewam się, że o was jeszcze dużo dobrego usłyszę. Jestem pewien, że będzie wam sprzyjało szczęście u Juareza i że prędko pójdziecie w górę.
Na tem rozstaliśmy się, uścisnąwszy podaną nam uprzejmie przez Cortesia rękę. Kiedy się drzwi jego za nami zamknęły, nie mogłem w przechodzie do domu Langego powstrzymać się od tego, żeby nie szturknąć starego w bok i nie powiedzieć:
— Ależ master, skądże wpadło wam do głowy zmyślać w ten sposób przed sennorem! Kłamstwa wasze były wprost niebotyczne!
— Tak? Hm! Wy tego nie rozumiecie, sir! Mógł nas zawsze jeszcze odprawić z kwitkiem. Dlatego wzbudziłem w nim apetyt na nas.
— Chcieliście wziąć nawet pieniądze! To byłoby wyraźne oszustwo!
— No, wyraźne nie, gdyż on nic o tem nie wiedział. Czemu nie miałem brać, skoro dawał dobrowolnie?
— Ponieważ nie zamierzamy zasłużyć na te pieniądze.
— Tak! Teraz oczywiście dalecy jesteśmy od tego zamiaru, ale skąd wiecie, że nam się nie nastręczy sposobność służenia Juarezowi? Może ze względu na siebie samych będziemy do tego zmuszeni. Trudno jednak nie przyznać wam słuszności. To bardzo dobre, że nie przy-