Strona:PL Karol May - Winnetou 03.djvu/086

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   74   —

smrodliwego dymu tytoniowego. Goście cieszyli się widocznie silnemi płucami, skoro mogli wytrzymać i nie udusili się w tej atmosferze. Zresztą na dobry stan ich płuc wskazywała także czynność narządów mowy, gdyż nikt prawie nie mówił, lecz każdy krzyczał, nie robiąc nadziei, że zamilknie choć na sekundę, aby wysłuchać drugiego. Wobec tego miłego towarzystwa zatrzymaliśmy się w drzwiach przez kilka minut, aby oczy przyzwyczaić do dymu i rozpoznać ludzi i przedmioty. Potem zauważyliśmy, że w gospodzie są dwie izby, większa dla zwyczajnych, a mniejsza dla lepszych gości, co w Ameryce było zarówno niezwykłem, jak niebezpiecznem urządzeniem, gdyż obywatel wolnych państw nie uznaje różnic towarzyskich, ani moralnych.
Ponieważ w pierwszej izbie nie było miejsca, udaliśmy się do drugiej, gdzie znaleźliśmy jeszcze dwa wolne krzesła, które też prędko objęliśmy w posiadanie, poskładawszy siodła w kącie. Koło stołu siedziało kilku mężczyzn przy piwie i rozmawiali z sobą po niemiecku. Rzucili na nas tylko przelotne, badawcze, spojrzenie, przyczem nam się wydało, że na nasz widok przeszli czemprędzej na inny przedmiot rozmowy. Dowodził tego jakiś niepewny, szukający dopiero wyrazów, sposób mówienia. Dwaj z nich tak byli do siebie podobni, że na pierwszy rzut oka musiało się ich uważać za ojca i syna. Były to dwie rosłe i silne postaci z ciężkiemi pięściami, co dowodziło, że żyli w pilnej i ciężkiej pracy. Twarze ich z wyrazem dobroduszności były teraz lekko zarumienione podnieceniem, jak gdyby roztrząsano jakiś niemiły temat.
Gdyśmy usiedli, przysunęli się bliżej siebie, zasłaniając pomiędzy nami sobą wolne miejsce, czem zaznaczyli dyskretnie, że o nas nic wiedzieć nie chcą.
— Zostańcie na swoich miejscach, panowie! — rzekł Old Death. — Nie grozi wam z naszej strony żadne niebezpieczeństwo, chociaż nie jedliśmy od rana. Może nam powiecie, czy sprzedadzą nam tu do jedzenia coś takiego,