Strona:PL Karol May - Winnetou 01.djvu/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   212   —

— Nic nie szkodzi — pocieszał Sam Hawkens. — To nie pociągnie za sobą nic ponadto, że taniec prędzej się zacznie. Nie łammy sobie nad tem głowy. Za dwie lub trzy minuty czerwoni będą już tutaj. Postarajmy się o wolne pole między sobą a nimi.
Skrępowaliśmy wodza czemprędzej. Surveyorzy z przerażeniem patrzyli na nas. Starszy inżynier przyskoczył i krzyknął z trwogą:
— A wam co, ludzie? Co wam Indyanie zrobili? Zginiemy wszyscy!
— Tak będzie, sir, jeśli nie połączycie się z nami czemprędzej. — odrzekł Sam. — Zawołajcie tu swoich ludzi i chodźcie z nami! My was obronimy.
— Wy nas obronicie? To przecież...
— Milczeć! — przerwał mu Sam. — My wiemy dobrze, czego chcemy. Jeśli nie staniecie po naszej stronie, to będziecie zgubieni. A zatem prędzej!
Dźwignąwszy skrępowanych Indyan z ziemi, odnieśliśmy ich czemprędzej na otwartą preryę, gdzie zatrzymaliśmy się i położyliśmy ich na trawie. Bancroft poszedł za nami wraz z trzema surveyorami. Obraliśmy umyślnie to miejsce, ponieważ czuliśmy się bezpieczniejszymi na otwartem polu niż w terenie, którego nie można było objąć okiem.
— Kto będzie mówił z czerwonymi, skoro nadejdą? Może ja? — spytałem.
— Nie, sir. — odrzekł Sam. — Ja to uczynię, bo wy nie władacie jeszcze półindyańską mieszaniną. Ale pomagajcie mi, udając, że chcecie zakłuć dowódcę.
Ledwie Sam skończył, usłyszeliśmy wściekłe wycia Indyan, a w kilka chwil potem ujrzeliśmy ich wyskakujących z zarośli, które służyły nam dotąd niejako za firankę. Wypadali z poza nich i pędzili ku nam, ale że jeden biegł szybciej od drugiego, nie utworzyli zwartej gromady, lecz dość długi szereg. Było to dla nas korzystne, gdyż zwartej gromadzie nie oparlibyśmy się tak łatwo.
Odważny Sam wyszedł nieco naprzeciwko nich i da-