Strona:PL Karol May - Winnetou 01.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   117   —

chali, nie podniósłszy na nas palca. Ale za to tem pewniej powrócą, aby nas wszystkich dostać w swe ręce. Jeśli im się to uda, możemy się przygotować na ciężką śmierć, gdyż szacunek, jakiego zażywał pośród nich ten Kleki-petra, wymaga podwójnej i potrójnej zemsty.
— I to wszystko przez opoja! Zjawią się oczywiście w większej liczbie.
— Rozumie się! Wszystko zależy od tego, kiedy nadciągną. Mielibyśmy czas umknąć, ale musielibyśmy zostawić wszystko i zaniechać będącej już na ukończeniu roboty.
— Może przecież jakoś temu zaradzimy.
— Kiedy, zdaniem waszem, da się wszystko skończyć przy należytym pośpiechu?
— Za pięć dni.
— Hm! O ile wiem, nie ma tutaj w okolicy obozu Apaczów. Najbliższych Mescalerów szukałbym stąd o dobre trzy dni drogi. Jeśli się pod tym względem nie mylę, będą musieli Inczu-czuna i Winnetou jechać ze cztery dni, zanim dostaną pomoc. Potem trzy dni z powrotem, to zabierze razem dni siedm. Ponieważ sądzicie, że będziecie gotowi za pięć dni, to przypuszczam, że możemy mierzyć dalej.
— A jeśli wasze obliczenie okaże się mylnem? Kto wie, czy Apacze nie ukryją na razie trupa w miejscu bezpiecznem i nie wrócą, aby strzelić do nas z zasadzki. Możliwe i to, że natkną się na jaki swój oddział, a nawet trzeba przypuścić, że mają w pobliżu przyjaciół, gdyż dziwnem byłoby to, żeby dwaj Indyanie i do tego dowódcy oddalali się tak bardzo od swoich mieszkań bez towarzystwa. Ponieważ obecnie jest czas polowań na bawoły, przeto zachodzi możliwość, że Inczu-czuna i Winnetou należą do znajdującego się w pobliżu oddziału myśliwskiego i że odłączyli się odeń tylko na krótko. To wszystko wypada wziąć pod uwagę, jeśli mamy być przezorni i ostrożni.
Sam Hawkens przymknął jedno ze swych małych oczek, zrobił grymas zdziwienia i zawołał: