Strona:PL Karol May - Winnetou 01.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   112   —

szego nad łapy niedźwiedzie. Muszą jednak poleżeć przez pewien czas, zanim nabiorą właściwego smaku. Wyborne są wtedy, kiedy je już robaki poprzeżerają, ale my tak długo czekać nie możemy, gdyż obawiam się, że nam Apacze popsują biesiadę. Dlatego wolimy zawczasu zabrać się i dziś już nadpocząć łapy, a gdy je spożyjemy, wtedy mogą nas zdmuchnąć czerwonoskórcy. Zgoda, sir?
— Owszem.
— Well, niechajże się dzieło zacznie. Apetyt jest, jeśli się nie mylę.
Odkroił stopy od łap i rozdzielił je na tyle części, ilu było ludzi. Ja otrzymałem najlepszy kawałek przedniej łapy, owinąłem go i odłożyłem na bok, gdy tymczasem inni pośpieszyli ze swoimi, by je upiec czemprędzej. Ja nie mogłem jeść, choć czułem dotkliwy głód po długiej i męczącej jeździe. Wciąż jeszcze byłem pod strasznem wrażeniem mordu. Zdawało mi się, że siedzę z Kleki-petrą, słyszę jego zwierzenia, które mi się teraz przedstawiały jak spowiedź ostatnia, ciągle snuły mi się po głowie jego słowa końcowe, brzmiące jak przeczucie blizkiej śmierci. Tak, liść jego życia nie opadł cicho i lekko, lecz zerwany został przemocą i przez kogo, przez jakiego człowieka, dlaczego w taki sposób? Tam leżał jeszcze morderca pijany do utraty przytomności. Byłbym go zastrzelił, lecz brzydziłem się nim. To uczucie odrazy sprawiło też prawdopodobnie, że go Apacze nie ukarali na miejscu. „Woda ognista“ wyraził się Inczu-czuna wzgardliwie. Jakież oskarżenie i zarzuty zawierały się w tem jednem słowie!
Jeśli mię co mogło uspokoić w sprawie tego krwawego wypadku, to ta okoliczność, że Kleki-petra skonał na ręku Winnetou, przeszyty kulą, przeznaczoną dla tego Apacza. Ale skąd wzięła się prośba, bym przy Winnetou został i dokończył poczętego dzieła? Czemu ją wystosował do mnie? Kilka minut przedtem sądził, że nie zobaczymy się już nigdy, że więc droga mojego życia nie zawiedzie mnie do Apaczów, a naraz narzucił