Strona:PL Karol May - Old Shatterhand.djvu/075

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

małem się mocno, a prawą kłułem łapę, która chciała mnie uchwycić.
„Cóż będę wam opowiadał o mojej walce, o mojej rozpaczy i strachu! Jak długo się broniłem — nie wiem. W takiej sytuacji kwadrans dłuży się jak wieczność, ale już siły mnie opuszczały, obie zaś przednie łapy niedźwiedzia były powielekroć pokłute i pokrajane, gdy — nareszcie! — usłyszałem poprzez pomruki i wycie niedźwiedzia szczekanie naszego psa, który poszedł z ojcem na polowanie. Na dworze już zaczął tak szczekać, jak nigdy jeszcze nie słyszałem w życiu, wpadł do izby i rzucił się momentalnie na olbrzymiego drapieżnika. Był to szpetny kundel, ale silny ponad miarę i niebywale wierny. Schwycił niedźwiedzia za grdykę, chcąc ją rozerwać, lecz niedźwiedź zmiażdżył go gwałtownem uderzeniem pazurów. Po kilku zaledwie chwilach pies leżał martwy, rozerwany na kawałki, wściekły zaś grizzly zwrócił się znowu przeciwko mnie.
— Lecz pański ojciec? — zapytał Davy, który, jak zresztą wszyscy, przysłuchiwał się w ogromnem naprężeniu. — Jeśli pies przybył, to i ojciec pański musiał być wpobliżu?
— Rozumie się, gdyż oto gdy niedźwiedź podniósł się na łapy pod belkę, ukazał się w drzwiach ojciec, blady jak śmierć. — Ojcze, rety! — krzyknąłem, uderzając niedźwiedzia no-

71