Strona:PL Karol May - Ocalone miljony.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I ty je zatraciłeś, ty łotrze, ty nieszczęsny tchórzu, ty — —!
Uchwyciła go za ramiona i potrząsała. Oderwał ją od siebie i zawołał:
— Precz ode mnie, żmijo! To tylko ty mnie zaprowadziłaś na zatracenie! Gdybym nie jechał do twego puebla, miałbym wszystko, czego pragnęło, o czem marzyło moje serce, a cóż dopiero wolność, którą teraz straciłem. Jestem uwięziony — uwięziony — uwięziony!
— Bardzo słusznie, bardzo słusznie! — krzyknęła chwytając go i potrząsając, — Ponieważ oszukałeś mnie przeto cię nienawidzę. Cieszę się z twego położenia i będę zachwycona, kiedy usłyszę, że kat, słyszysz, że kat — —
Nie mogła mówić dalej; uchwycił ją za gardło i zawołał ze straszliwą wściekłością:
— O kacie opowiadasz, o mojej śmierci?! Wyprzedzisz mnie, zanim mnie zwiążą! Giń, ty djablico; jedź do piekła, z któregoś rodem!
Odrzucił ją od siebie — cisnął z całej siły do bezdennego jeziora. Potem nachylił się nad brzegiem i zawołał oszalałym głosem:
— Na dole, na dnie jest torba! Wyszukaj ją. Przyrzekłem ci przecież: oto ją masz!
Pośpieszyłem z pomocą. Ale Winnetou mnie wyprzedził. Po kilku sekundach wrócił z Judytą; Indjanie wyciągnęli po nią ręce. Melton, nie racząc nawet zerknąć w jej stronę, uchwycił mnie za rękę i syknął: