Strona:PL Karol May - Ocalone miljony.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiem na pewno, że to on zakatrupił brata, aby się samemu uratować i zagarnąć jego pieniądze. Bratobójca potrafi przecież zgładzić własnego syna.
— Niebiosa! — zawołała. — Uważasz to za możliwe?
— Tak. Potrafi ukraść mi pieniądze i zbiec. Dlatego pojechałem z tobą, nie z nim. Dlatego w pueblu nie powinien był wiedzieć, gdzie ukryłem pieniądze. Gdybym z nim mieszkał, nie mógłbym ani przez godzinę spać spokojnie. Zdobędzie się nietylko na rabunek, ale, gdy idzie o jego życie, nawet na synobójstwo. — A zatem oswobodzę go, choćby mimowoli, skoro schwytam naszych wrogów; ale potem rozstanę się z nim na zawsze. Dostanie tyle, aby mógł żyć spokojnie, ale nie dam mu sposobności do zagrabienia większych sum. Dosyć o tem! Rzecz najważniejsza, że nasi prześladowcy są przy Jasnej Skale. Jak to dobrze, że zabraliśmy adwokata i śpiewaczkę!
— Jakiego adwokata? Jaką śpiewaczkę?
— Pytasz — ah, tak, nie możesz o tem wiedzieć. Pomyśl tylko, Murphy udał się za nami w pościg!
— Ten? Czy oszalał?
— Chyba, inaczej bowiem nie zapuszczałby się w takie pustkowie. W Albuquerque spotkał siostrę Vogla.
— A ona pojechała z nim? Czy spotkałeś ich w drodze?
— Tak. Wpadli w ręce Mogollonów. Oczywiście,