Strona:PL Karol May - Klasztor Della Barbara.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czegóż może się spodziewać ten, kto się waha?
— W każdym razie kary.
Grubas odparł słowami Hilaria, przedrzeźniając szyderczo jego głos:
— W każdym razie kary. Tak, ale kary — śmierci!
— Kary śmierci? — zawołał Hilario, blednąc jak trup. — Któż ma prawo ją wymierzyć? Nie uznaję jej!
Pah! Uznał ją pan, wstępując de stowarzyszenia.
— Byłoby to okrucieństwem, czynem nieludzkim!
Grubas popatrzył na Hilaria zpodełba i rzekł:
— Okrucieństwo? Czyn nieludzki? I to pan używa tych słów? To wesołe, warte śmiechu! Czy istnieje łotr okrutniejszy, bardziej bezwzględny, aniżeli pan? I równocześnie ośmiela się pan zarzucać nieludzkie okrucieństwo innym?
Starzec cofnął się o krok.
— Cóż panu strzeliło do głowy? Cóż o mnie wiecie?
— Jeżeli nie wszystko, to bardzo wiele. Nie przypuszcza pan chyba, że nie znamy trybu życia i postępowania naszych członków? Gdybyśmy z tego zrezygnowali, nie moglibyśmy się ostać. Przeciwnie, znamy swoich ludzi lepiej, niż oni siebie samych. Jeżeli więc chodzi o karę, to powtarzam, że jest w tym wypadku tylko jedna — kara śmierci. Czy usłucha pan rozkazu?
— Zostawcie mi przynajmniej czas do namysłu.

66