Strona:PL Karol May - Święty dnia ostatniego.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zmiarkował, że Mimbrenja z nimi nie było, skoczył jak tygrys, schwycił jednego z wojowników, idących przodem, za ramię i począł trząść nim, jak osiną:
— I wy wracacie z niczem? Jesteście robakami smrodnemi, które żrą brud i grzebią pod ziemią, a nie widzą tego, co się dzieje na wierzchu! Odeślę was do domu; będziecie tam mogli włożyć spódnice i łatać namioty, co czyniły dotychczas tylko stare skwaw, z których niema innego pożytku!
Była to największa obraza, jaka mogła ich spotkać. Obelgą przekroczył granicę swej władzy. Wódz indyjski nie posiada bowiem większej mocy ponad tę, jaką mu nadał szczep, a właściwie rada starszych; władza w każdej chwili może mu być odebrana. Gdyby okazał się niegodnym doznanego zaszczytu, lub przekroczył granicę swych uprawnień, mogą natychmiast go pozbawić godności, a wtety zostaje, narówni z innymi, członkiem plemienia, zwykłym wojownikiem. Czerwony, którego wódz obrzucił obelgami, wyrwał się naprzód i odpowiedział w strofującym tonie:
— Kto ci pozwolił poczynać sobie ze mną w taki sposób, lżyć i urągać?! Jeśli nie wypełniłem swoich obowiązków, niech zbiorą się starsi mojego szczepu na sąd, którego uchwałom poddam się bez szemrania; lecz kto mnie obraża, ten musi wyjąć swój nóż i walczyć ze mną na śmierć i życie! Niech Wielkie Usta rozważy, iż mnie obrażając, upokorzył wszystkich wojowników, którzy byli ze mną!
Ci, o których wspominał, przytaknęli jednogłośnym pomrukiem. Wódz spostrzegł, że przeholował w gniewie, więc rzekł pojednawczo: