Strona:PL Karol May - Święty dnia ostatniego.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy to rzeczywiście Old Shatterhand? — przerwał syn. — Tego nałeżałoby jeszcze udowodnić. Możemy się mylić!
— O pomyłce nie ma już mowy! Dowodów, dostarczył wczoraj, gdyż sam przyznał, że jest Old Shatterhandem. Pomyśl, przyszło do walki między nim a Meltonem!
— Do stu piorunów! Jak mógł Melton do tego dopuścić! Powinien przecież powiedzieć sobie, że nie może się z nim absolutnie mierzyć, skoro uważa go za Old Shatterhanda! Cóż więc doprawdziło go do otwarcia kart?
— Nie była to nieostrożność! Myślę, że ja na jego miejscu postąpiłbym tak samo. Niemiec przejrzał znaczną część naszych zamiarów; odegrał komedję z koniem, ażeby móc dostać się do Ures. Co się potem stało, to wiesz! Uwolnił troje Mimbrenjów, których napadliśmy; zastrzelił przytem syna Vete-ya! Następnie pojechał do hacjendy, ażeby ostrzec właściciela; mówił mu o napadzie Yuma na posiadłość i zarzucał Meltonowi oszustwo!
— To rzeczywiście niebezpieczny ptaszek! Dalej, dalej!
— Na szczęście, hacjendero wyśmiał się z tego! Wiesz, że skoro Melton raz postanowi zdobyć sobie czyjeś zaufanie, to skutek pewny jak amen! Tak więc ten głupi Timoteo Pruchillo nie dał zachwiać swego dobrego mniemania o Meltonie i powiedział Niemcowi poprostu, żeby hacjendę opuścił!
— Czy usłuchał?
— Tak! Chciał właśnie odejść, gdy Melton nadje-